Komentarze: 0
Tak jak w tytule: automaty i elektronika. Kryzys z Marta sie poglebia, czarna rozpacz jeszcze mnie nie ogarnela. Jutro miernictwo, nic nie umiem. Wiecej napisze jutro, zmeczony jestem...
Tak jak w tytule: automaty i elektronika. Kryzys z Marta sie poglebia, czarna rozpacz jeszcze mnie nie ogarnela. Jutro miernictwo, nic nie umiem. Wiecej napisze jutro, zmeczony jestem...
Co wam powiem to wam powiem, ale nie ma to jak piwko na sen. A zaczelo sie tak niewinnie...w przyplywie potrzeby rozwoju intelektualnego (nie wiedzialem co czytam) poszedlem do Przemka aby wyjasnil mi kilka zawilych i nie do konca zrozumialych tresci (po japonsku to bylo chyba...). Wytlumaczyl mi to, a owszem, tyle ze jego wspollokator Kuba zaproponowal ww. trunek. No i jak tutaj sie nie zgodzic?Fakt, byla 00:30, ja nie umiem nic na wejsciowke a jutro o 8 rano mam laboratorium, ale swiat bylby za szary gdybym z nim nie wypil tego piwa, zwlaszcza ze postawil mi:) I tak oto tym sposobem spedzilem bardzo mile kilkadziesiat minut w 705A bawiac sie duzo lepiej tam, niz przez caly dzien w segmencie swoim. Ja naprawde nie narzekam, ale chlopcy sa za sztywni. Powaznie, jesli klada sie spac o 24 to ja to rozumiem, no bo w koncu chca sie wyspac, ale gdzie korzystanie z przywilejow studenta? No wlasnie... Ja powaznie podchodze do studiow i glupot nie robie, ale chce miec tez co wspominac. Np. wlasnie takie drobne odchylki od normy. A ze Kuba i Przemek to fajni goscie to czasu nie zmarnowalem, naprawde bylo smiesznie.Ech... pomarzyc...
Inna dobra akcja, ale to juz na moj prywatny uzytek, miala miejsce jak Krzysiek wrocil z proby. Obwiescil mi, ze udalo mu sie dojechac Borka tak aby ten wreszcie (marnie bo marnie, ale jednak) posprzatal w lazienkach. Krzysiek byl wyraznie dumny z tego ze wykazal troche zdecydowania i meskiej postawy:> Nie chcialem mu psuc nastroju i nie powiedzialem ze kilka godzin temu dojechalem Borka z tego samego powodu:) A nie bez powodu nazywaja mnie Segmentfuhrerem czy tez Esesmanem:> Ale koniec przechwalek...
Ogolnie to dzien nie byl specjalnie inny od pozostalych. W sferze samopoczucia nadal dominuja stany poddepresyjne, nadal czuje sie zmeczony i znuzony. Nadal jest mi zle itp. To co zwykle mogliscie tutaj przeczytac poprostu. Nic sie nie zmienia...I to tyle, jest dosyc pozno, ja nie wysypiam sie od dawna, wiec jesli chce sie zwlec na laborke to musze sie klasc spac. Tymczasem...
Chcialem zaczac od slowa "jestem",ale kiedy pomyslalem o tym ciagu epitetow jakie nasunely sie od razu na mysl,zrezygnowalem. Epitetow jak najbardziej niepochlebnych. Dzisiaj,wczoraj,tydzien temu,ponad pol roku...caly czas mam w glowie jedno wielkie przeklenstwo. Nie wiem czy pisalem o tym wczesniej...Hmmm...bardzo latwo byloby zwalic wszystko na Marte, odwrocic sie od niej, wsciekac sie i dac upust najnizszym instynktom.Tak mi sie zdaje...A ja kurcze tak nie umiem. Caly czas uwazam ze to ja ponosze wiekszosc winy. Taka pokretna logika: gdybym byl lepszy, inny, bardziej jej pasowal to bylibysmy razem.A nie jestem, dlatego jestem sam, dlatego Marta mnie zostawila. To pewnie dlatego, ze Marta niemal idealnie pasowala do takiego idealu jaki kazdy nosi w glowie (nawet jesli sobie nie zdajesz z tego sprawy,to i tak napewno cos takiego istnieje). i ciezko jest mi sie pogodzic z mysla o stracie takiej osoby. Ja wiem, ze nie ma osob niezastapionych, na swiecie jest mnostwo ludzi, wielu lepszych od niej. Ja to wszystko wiem, tylko wytlumaczcie to mojemu sercu...To jest sedno sprawy, dla mnie uczucia i rozum sa bardzo wyraznie rozgraniczone. Nad uczuciami nie panujemy, one wlasnie od tego sa, taki zywiol ktory ubarwia nasze zycie poprzez niekontrolowane i spontaniczne rekacje. Mozna je tylko mniej lub bardziej ukrywac i maskowac, ale nie kontrolowac, co to to nie! Jedyny znany mi sposob wplywania na odczucia, to cos na ksztalt sugestii, cos jakby...posrednie sterowanie.Poprzez pewne dzialania do celu.Kurcze, nie opisze tego teraz, brak mi pomyslu.
Myslac o Marcie (czyli 90% czasu jakiego nie spedzam spiac)...najlatwiej byloby oddalic sie od niej,zapomniec, zatrzec w pamiec.To byloby najprostsze...No wlasnie, najprostsze! A to nie ma byc najprostsze. Wiedzialem od poczatku, ze decydujac sie na pozostawanie w bardzo bliskim otoczeniu Marty bede bolal duzo,duzo mocniej niz gdyby sie oddalil, a mimo to... Poprostu jestem glupi, nie lubie miec latwo i za bardzo cenie niektorych ludzi, za bardzo mi na nich zalezy. Swego czasu zaufalem Marcie "in blanco", teraz wiem ze to sie oplacilo. Nie chce tutaj pisac peanow pochwalnych na jej czesc, chociaz zasluguje. W momentach najwiekszego kryzysu to wlasnie ona jak mogla starala sie mnie podniesc na duchu i wyciagnac z bagna. Nikt inny sie nie staral... W momencie gdy na jednych zawiodlem sie tam gdzie myslalem ze bede mogl liczyc, pomocna dlon zostala wycignieta z miejsca ktorego bym sie wogole nie spodziewal. Warto bylo wczesniej pozostac blisko, zaoferowac lojalnosc i oddanie. Przyjaciol poznaje sie w biedzie. Teraz za zadne skarby swiata nie oddalbym tej istoty, nie chce znowu przezywac kolejnego rozstania, mimo ze moze niby mniej powaznego, ale dla mnie rownie waznego. Bo tutaj juz nie chodzi o bycie z kims, ale o czlowieka...Jesli o mnie chodzi to stane na uszach zeby miec Marte przy sobie (duchowo). Nie mam zwyczaju ufac ludziom za darmo, wiekszosc najchetniej poslalbym w kosmos w nagrode za piramidalna glupote;Marty nie oddalbym za zadne skarby swiata. I jesli gdzies istnieje jakas sila wyzsza to ja calym soba BLAGAM, niech tak sie stanie...
Dobra, koniec melodramatow, czas na... nie, nie na piknik. Chociaz do tego mam coraz wiecej "uprawnien";-) Nauczylem sie robic spaghetti. Dobra, nie smiac sie, wczesniej nie robilem. Tak wiem, ze to proscizna ale wczesniej nie mialem okazji. Fakt faktem, jak opyli sie na raz 0,5 kilo zarcia to czlowiekowi robi sie blogo na duszy. W dodatku jesli zrobil je sam i wyszlo mu przepyszne to jest pelnia szczescia. Mam dziwna swiadomosc ze powinienem juz spac...Dochodzi druga, zasiedzialem sie nad sprawkiem...Hmm...chcialem cos o muzyce jeszcze napisac, ale nie zdaze. no dobra. Koniec nudzenia. Jesli czytasz cokolwiek z tego co tworze, zostaw nawet najmarniejszy wpis. Uciesze sie. I cytacik na koniec (Wintersun gra pieknie, poprostu wspaniale...):
Time is the death and the healing
Take your last breath, 'cause death is deceiving
Time is the past, now and tomorrow
Days fly so fast and it leaves me so hollow
Taaa...kolejna notka ktora moze sprzyjac komentarzom typu "Napisz cos wesolego!". Taki mam plan a co z niego wyniknie jak zwykle okaze sie w trakcie, wyobraznia lubi mnie ponosic. Dzisiaj mialem pomysla na to co napisac, ale jak zaczalem odpalac bloga to moj zapal znacznie zmalal, licze na to ze wzrosnie w trakcie pisania. I tylko zla muzyke sobie dobralem. Rhapsody jest bardzo dobre, ale nie odpowiada mojemu nastrojowi, jest za bardzo...energetyczna...zywa!O,wlasnie!Zywa, to dobre slowo... Dzisiaj kiedy chodzilem po Tesco wladowalem sie w polki z kislami. Niby nic, prawda? No wlasnie, ja nie wiem co mnie nalecialo ale przypomniala mi sie...(no a jakze...) Marta. A konkretnie chwile kiedy wspolnie op... sie znaczy zjadalismy takowe dobro. Ale nawet nie o ta konkretna sytuacje chodzi, raczej o caloksztalt. Te wszystkie wspolnie spedzone wieczory, atmosfera, wrocily moje odczucia. Glupia sprawa, nie? Jak czlowieka moze natchnac kisiel:-) Ale kazdy z nas pewnie ma takie "haczyki" w podswiadomosci ktore dotycza przeroznych przezyc... Mnie bardzo duzo kojarzy sie z muzyka. I to mnie dzisiaj tez spotkalo! Kiedy wrocilem z Tesco, zaczalem szykowac sobie sniadanie. Puscilem do tego troche muzyczki, a ze bylem wyjatkowo spokojny to dobralem cos pod nastroj - muzyka celtycka. Traf chcial ze bardzo, bardzo i jeszcze raz bardzo czesto wlasnie takie cos przygrywalo nam z Marta podczas spotkan. No to to mnie chwycilo za serce, powaznie...Czasem sam sie dziwie jak niektore rzeczy potrafie zmienic rytm bicica mojego serca (tutaj akurat sobie spowolnilo na chwile...).Generalnie to caly dzien byl do dupy, nie ma co. Byla Marta, ale zdarzylo sie cos niezwyklego, nawet to nie poprawilo mi humoru... Czuliscie kiedys tak przejmujacy smutek ktory niemal chce wyrwac sie z klatki piersiowej? Ciekawe uczucie, nie powiem, ale chetnie oddam komu innemu (tylko czy godzi sie innych tak nieprzyjemnie obdarowywac?).Smutek...Tak, to jest kluczowe slowo, ono bardzo dobrze do mnie teraz pasuje. Ja nie jestem zly, rozalony itp., to mi dawno minelo. Jestem smutny... Jak napisze to co mi chodzi po glowie, to pomyslicie ze jestem dziwny. I to bedzie racja, taki wlasnie jestem. Otoz, celowo teraz decyduje sie na samotnosc. Jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy, moglbym sie o nich rozpisywac do jutra. W kazdym razie ja swiadomie podjelem taka decyzje. Chcialbym takze rowniez pozbyc sie uczuc, ale tego nie da sie raczej zrobic. Wiec raczej naucze sie je ignorowac. Generalnie to mam ochote na autodestrukcje. Tak, wiem, to nierozsadne, glupie, niemadre i ogolnie dziecinne (plus kilka innych okreslen ktore kazdy moze sobie sam indywidualnie dorobic). Ale ja mam dosyc, od kilku miesiecy czuje sie fatalnie. Nie podoba mi sie ten stan wcale, chcialbym go jakos skonczyc. Nie ma szans na szczescie, nie umiem go sobie wyobrazic w innej formie niz byla. Pojdzmy wiec w druga strone, na te ciemniejsza, mroczniejsza gdzie wszystko ma czarny odcien. Nie od dzisiaj mam sklonnosci do "drugiej strony", mozna dac temu upust. Przyjaz, milosc, radosc...piekne, naprawde mi sie podobalo. Juz myslalem ze na trwale zagoszcze po jasnej stronie mocy. Do chwili...zawiodlem sie na takiej filozofii (BTW, jak bylem z Marta nawet zdecydowanie slabszej muzyki sluchalem...). Wejsc w cien, schowac sie do swojej nory-to jest to czego ja potrzebuje. Noc, cien, mrok, smierc, strach...wciaga, bardzo wciaga. Mialbym jeszcze wiele do napisania w tym temacie, ale teraz postaram sie wkleic dwa linki. Przeczytajcie sobie uwaznie te teksty:
http://www.darklyrics.com/lyrics/accept/predator.html#11
http://www.darklyrics.com/lyrics/icedearth/tributetothegods.html#1
Jedno wam powiem: zawiodlem sie, zniechecilem sie, to wszystko dookola to kupa gowna.
No to moze cos z bardziej przyziemnych spraw? Otoz skulem wczoraj ryjka, nie za mocno, ale dostatecznie zeby rano mnie suszylo. Przyjemnie bylo, bardzo dobra atmosfera sie w 705 zrobila. Brakuje mi takich spedow(ocieram sie o alkoholizm). Pozatym wszystko po staremu, uczyc sie nie chce, nic sie nie chce. Nawet w dupe podrapac. Za czesto ostatnio slysze mile i dobre rzeczy o sobie. Ludzie, upadliscie na glowy? Oczy niedomagaja? Nie wyciagac wnioskow o dniu na podstawie poranka. Poznac lepiej, zobaczyc wady...wtedy sie wypowiadac. I NIE MOWIC MILYCH RZECZY! Nie znosze tego... I szkoda tylko ze to co slysze nie jest prawda i nie ma przelozenia na rzeczywistosc...Heh...taki juz los. No nic, ide spac...Albo nie, zajrze jeszcze do Arka. Wiedzialem ze ten wpis bedzie do dupy...
Jestem zmeczony, przez ostanie dwie doby spalem w sumie niecale 9 godzin. Moze uda mi sie to odrobic przez weekend, chociaz szczerze watpie. Chodzil mi dzisiaj po glowie pomysl na napisanie notatki pt."Jak stracic dziewczyne w 4 miesiace" ale ostatecznie nie zdecydowalem sie jej umiescic. Po kilku dniach wzglednego spokoju w glowie, w sercu...no, wogole "w srodku" znowu daly znac o sobie emocje i takie tam uczucia. Siedze teraz w spiacym segmencie i oprocz tego ze pisze rozmyslam na temat Marty. A moze raczej: odczuwam...Zabraklo by mi slow gdybym chcial cokolwiek rozsadnego stworzyc na jej temat.Ja...nie wiem, jestem bezsilny wobec tego co ona we mnie wywoluje. Czasem wrecz mam ochote wyladowac te zlosc, bic piesciami w sciane, szaarpac i rwac... Nie pojmuje dlaczego tak musialo sie to skonczyc, nie pojmuje...W tym momencie przypomnialem sobie prosbe kogos kto wpisal sie pod jedna z notek o cos bardziej pozytywnego. Nie ma szans, i nie bedzie. Bo nie, to byloby nienaturalne i wbrew moim odczuciom. To co tutaj pisze odzwierciedla to co mysle, jak sie czuje i w jakim jestem humorze. Nie bede pisal nic wbrew sobie i starajac sie "wyobrazic" jakis stan emocjonalny. Czuje sie zle, koniec piesni, czytac tego na szczescie nikt nie musi...
Dalej nie moge spac...w ten sam sposob jak ostatnio. Gdybym polozyl sie teraz do lozka, to na 99% jeszcze dlugo lezalbym i myslal...Niezgoda, tak mysle ze to ze to dobre slowo na okreslenie tego co dzieje sie we mnie. Nie przypominam sobie sytuacji w ktorej musialbym sie godzic z czyms co mi sie nie podoba w momencie gdy na danej sprawie zalezy mi bardzo mocno. A Marta byla najwazniejsza, tak juz sie jakos porobilo...Mija 7 miesiac, a ja nadal nie umiem sie z tym wszystkim pogodzic. No madralo, moze teraz mi powiesz "Ale pogodz sie, nawet jesli nie mozesz"? Nie naleze do romantykow, nigdy wczesniej nie przezywalem niczego podobnego. To tylko swiadczy o tym jak wyjatkowa jest Marta...
Od kilku dni mam problem zeby sie zorganizowac, i to na tyle duzy ze np. dzisiaj zapomnialem zjesc obiad. Zorientowalem sie dopiero kolo 17. W sumie glodu nie czulem, ale od rana nie mialem nic w ustach i pomyslalem ze dobrze by bylo jednak cos zjesc. A o zaleglosciach w nauce, balaganie i tym podobnym nawet nie bede wspominal...Mam dosyc, powaznie...Od kilku ladnych lat nie mialem wakacji, kiedy odpoczac. Ostatnie 2 to juz wogole...wrzesien na mnie czekal. A chcialbym wakacje wlasnie...zeby tylko troche tak odpoczac. I zeby miec wolna glowe...Nie zrozumiecie, nie bede wyjasnial...Zmeczony jestem, ot co!
Dobra,ide sie chociaz poloze, a noz widelec cos z tego wyjdzie...