Komentarze: 0
Mysle ze niebawem bede sie wpisywal regularnie.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 |
Mysle ze niebawem bede sie wpisywal regularnie.
A wakacje trwaja...coming soon.
Blood and thunder mix with rain
Into the kingdom of darkness again
Lightning flash and body in flame
All shall kneel at the sound of my name
My path is set, I live with no regret
I'm sworn to kill, never to forget
No road back, I never will return
Into the fire of hell I will burn
And die, die, die into the house of death
And die, die, die into the fire of hell
Army of the heavens, my army waits in hell
To battle on the earth, for all the souls who fell
I will not go onto my death alone
Seven gates to pass until I reach my home
Across the bridge of death, beyond the gates of light
Into the heart of darkness, into the black of night
Into the darkness I command my soul
Never shall I repent, never shall I be saved
I go into the house of death
Before my last breath my enemies all shall die
Die, die, die into the house of death
Die, die, die into the fire of hell
Po kilku dniach powracam do tego co napisalem.Z pewnego oddalenia widze rzeczy ktore nie przyszly mi na mysl podczas pisania tego wszystkiego.Po pierwsze,moze sie wydawac jakby to byl niesamowity problem...Przynajmniej ja tak to opisuje.Jak tak moze byc skoro na swiecie dzieje sie codziennie duzo wiecej duzo gorszych rzeczy?Coz,to moj punkt widzenia,skupiam sie na jednej rzeczy calkowicie ignorujac pozostale aspekty mojego zycia.Mam rodzine,mam przyjaciol,jestem mlody i zdrowy,jest sie z czego cieszyc.Tylko ze...hmmm...to o czym napisalem,bycie z kims,jest dla mnie wazne.Mam w nosie co sadza na ten temat inni,jakie jest zdanie moznych tego swiata i maluczkich,to moje zycie,moje pragnienia,moj problem i nikomu nic do tego jak ja to wszystko odbieram.Mozliwe ze to wszystko wyglada na przesade,mozna tak to odebrac,nie ma sprawy ale...to samo co wyzej.Sam kreuje swoj mikroswiat,sam decyduje o tym co mnie cieszy i o tym co mnie martwi.To jest poprostu moje zycie,moje radosci i moje zmartwienia.Nikomu nie robie krzywdy,nie mszcze sie,nie uzewnetrzniam w sposob namacalny swoich uczuc.To wszystko dotyczy tylko mnie i jesli komuc to przeszkadza niech przestanie zwracac uwage.Jest tyle spraw w obrebie ktorych sie obracam,jest tyle emocji ktorych doznaje,tyle uczuc i wrazen...Opisalem jedno z nich.Zastanawiam sie...monolog jak powzyszy mozna skreslic o kazdym z nich...Jedno jest pewne,Werterem to ja nie zostane:) aczkolwiek smiac sie z tego co przezylem tez nie zamierzam.To co widac powyzej to efekt mojego powaznego podejscia do zwiazkow miedzyludzkich i konsekwencje z niego plynace...I to tyle,tak chcialem sie wytlumaczyc.
Tak sobie pomyslalem ze warto zapisac to co mam w glowie juz od dluzszego czasu.A moze piszac to okaze sie ze mam luki w rozumowaniu?Moze to pomoze mi zrozumiec cos ponadto co do tej pory wiem?Zobaczymy...spokojna muzyka w sluchawkach,to napewno jakos ulatwi pisanie... No to tak...Byla sobie swego czasu Agnieszka.Jak bylo z Agnieszka to wiadomo.Kobieta-demon,miala zadatki na niezla nimfomanke.No i ja w koncu bylem jej chlopakiem.Miala dziewczyna atrybuty,oj miala!To pewnie jedna z przyczyn tego co sie pozniej dzialo,chociaz nie wiem czy miala decydujace znaczenie.Raczej przyzwolenie Agnieszki bylo najwazniejsze...Ale po kolei.Z Agnieszka zwiazek byla w sumie bardzo prosty.Widzac sie z nia drugi raz (a bylo to w jej rodzinny miescie,Kaliszu,pusty dom na trzy dni) juz drugiego dnia wizyty doszlo do malego "conieco",na tyle malego ze wieczorem wiedzialem jak to jest kochac sie po francusku.I tak przez caly okres zwiazku to trwalo,w sumie chodzilo o sex.Patrzac z perspektywy czasu nie umiem znalezc innego zrodla mojego "bycia" z nia.Nie przypuszczam aby kierowalo mna cos wiecej.Taki juz bylem.Na swoje usprawiedliwienie dodam ze bylem wtedy mlodszy,mniej ogarniety i generalnie mniej "czlowieczy",ze tak to ujme.Pewne rzeczy czlowiekowi przychodza z czasem...Z Agnieszka wlasnie przyszlo przezyc swoj "pierwszy raz".Jego okolicznosci przemilcze aby do konca sie nie kompromitowac w oczach ludzi ktorzy byc moze kiedys dotra do tego co wlasnie pisze...Po co ja tak szczegolowo to opisuje?Hmm...pewnie dlatego,ze o niczym innym nie moge napisac.Sam zwiazek trwal osiem miesiecy,widywalismy sie raz na 1-1,5 miesiaca przez jakies 2 gora trzy dni.Niesamowite ilosci czasu,prawda?A bardzo duzo z niego spedzalismy w lozku.Wiadomo - mezczyzna zawsze chce i korzysta z okazji.Teraz juz bym tak nie postapil,ale wtedy...mlodosc musi sie wyszalec?Tak czy siak troche zaluje,troche nie.Zaluje bo to bylo...zwierzece,takie zaspokojenie swoich potrzeb,byle dylko dac upust swojej huci!Wrrr...ale tez duzo sie nauczylem np.zeby wiecej tak nie robic.Oprocz tego troche podejscia do plci przeciwnej,ale to pomine...Tak czy kwak,to bylo w znacznej czesci zle i nic juz nie zmieni tego faktu.Zaluje,wnioski wyciagnalem i nauczylem sie kilku rzeczy...
Agnieszka po uplywie tygodnia od "first time" rzucila mnie...przez e-mail.Niech ja ziemia pochlonie!God damn you!!!Tak sie nie robi,ale coz...kazdy ma to na co zasluzyl.Wyjasniala w mailach dokladnie dlaczego mnie zostawia,jak zaluje,jaki to ja nie jestem i inne pierdu,pierdu...Generalnie to nawet sie troche ucieszylem,wreszcie bylem wolny.A trzeba wiedziec ze swoja wolnosc jeszcze kiedys bardzo cenilem.Przezywalem wtedy szczyt swojej fascynacji kultura freeride,heavy-metal und others.Wiadomo:born to be wild.Smiesznie to wyglada jak tak to czytam,ale tak wlasnie bylo...Bylo super.Takze bylo mi to troche na reke.Pewien zal za wielokrotnymi orgzamami byl (a fuj!!!).Zeby bylo smieszniej byl to szczyt nauki na uczelni.Pozbawiony obowiazku przebywania ze swoja kobieta na GG mialem czas na nauke.I to dobrze sie stalo,bo wyciagnalem sie jakims dziwnym sposobem strasznie.Prawdziwy zal po tym wszystkim przyszedl w wakacje, 1,5 miesiaca po sprawie.Czysciec jaki wtedy przeszedlem nie przypominal niczego do tej pory.2 tygodnie wyjete z zyciorysu.Chyba otworzyla sie jakas klapka w mojej glowie,odczuwalem brak drugiej osoby,poprostu...Ulozylem sie po tych dwoch tygodniach.To bylo o tyle proste,ze pozarlem sie z Agnieszka troche pozniej,a pozatym jak sie okazalo jeszcze wtedy nie potrzebowalem tej drugiej osoby.To co przezylem z Agnieszka chyba nie bylo dosyc silne zeby pogrzebac we mnie mozliwosc spokojnego i radosnego zycia w samotnosci.Tymbardziej ze samotnosc nie byla straszna,mialem przyjaciol dookola,naprawde mozna bylo zyc!I tak sobie poznalem Magde a pozniej Marte...No i wlasnie,na scene wkracza glowny bohater.Poczatkowo bylo sielankowo.Marta nie zwrocila wcale mojej uwagi.Jak to mozliwe patrzac na to co sie dzialo przez ostatnie kilka miesiecy?Hmmm...to chyba proste.Wtedy mialem duzo zajec,bylem sobie sam,bylo mi dobrze,na cholere mi kolejna kobieta?Tym bardziej ze jakos nie zachwycila mnie,ot cala tajemnica.Czas pokazal jak zludne sa pierwsze wrazenia...Dlugo,dlugo nic...Mala impreza polaczona z pijanstwem i wyjazd do Marty w odwiedziny.Poczatkowo planowalem spedzic tam z Danielem i Ania gora godzine,moze dwie...Jak znalazlem w swoich zapiskach z poprzednich wakacji trwalo to 5...Rodzice o malo mi lba nie urwali...A z Marta tak sie dobrze rozmawialo,tak przyjemnie...Okazala sie byc taka przyjemna osoba...Brak mi slow,poprostu za duzo musialbym ich uzyc zeby opisac swoje wrazenia.Pamietam ze probowalem zrobic to swego czasu,ale marne dawalo to skutki...I od tamtej pory bylem dosyc regularnym gosciem Starego Mlyna.Takie wyjady sprawialy mi olbrzymia przyjemnosc.Spacery z Marta,mozliwosc rozmow,bylo naprawde super.A jeszcze bardziej super bylo to ze nie widzialem w niej potencjalnej partnerki.Zylem sobie spokojnie,sam...bylo mi dobrze,mialem kolejna kolezanke, w dodatku jaka!Boze,zeslij takich wiecej a swiat bedzie piekniejszy...I tak to sobie trwalo,wyjechalem z powrotem na uczelnie,Marta znalazla sie jeszcze blizej mnie.Bo trzeba wiedziec ze Stary Mlyn jest od mojego miejsca zamieszkania 17 km,a akadmik Marty o 15 minut spokojnego spaceru...Spotykalismy sie czesto,jak to tylko bylo mozliwe.W miedzyczasie zdalem sobie sprawe z ewolucji mojego stosunku do Marty.Po pewnym czasie bylo to tak nieznosne zjawisko ze postanowilem nie trzymac go w sobie.I teraz mala pauza...Po Agnieszce w mojej glowie zrodzila sie blokada.Po wielu probach wczesniej, i tyluz niepowodzeniach zaprzysieglem sobie ze predzej pocaluje sie w lokiec niz bede sie staral o dziewczyne.Teraz niech one postaraja sie o mnie.A jak nie to CYA!Mialem uraz,i mam go do tej pory...Poprostu odrzucanie nie podoba mi sie,zle sie z tego powodu czuje i bardzo mi rysuje psychike...Chyba nie ujme tego wrazenia w slowa.Balem sie kolejnych prob,balem sie kolejnych odrzucen.Mam przekonanie swojej marnej wartosci.Probowalem ja jakos dobudowac,starac sie byc lepszym,marnie to wychodzi.Czlowiek jak nic w sobie nie mial nadzwyczajnego,nadal nie ma...
No ale start.Wzialem Marte (byl 24 pazdziernika,piatek,mrozne popoludnie) na spacer do parku.Tam w ciagu,bagatela,3 godzin wykladalem jej (nie bez trudu) co mi chodzi po glowie.Dzieki Marta za zrozumienie,to jak do mnie podeszlas tego dnia powinno stanowic wzor dla innych ludzi jak maja postepowac.Marta powiedziala ze sie zastanowi (to rzecz jasna duzy skrot wypowiedzi).I tak sobie czekalem co postanowi Marta.Czekalem cierpliwie...miesiac.To byla solidna proba.Zaczynalem wariowac swego czasu nawet pare razy,np.przespac od 4 do 6,wstac czym predzej i pojsc do Marty,stanac jej w progu o 7 rano zapytac sie jak bedzie,odejsc o 7:20 na zajecia i siedziec 30 minut w pustej sali zastanawiajac sie nad wlasna glupota.To byl czwartek,pamietam jak dzis:)W nocy napadla mnie wlasnie taka ochota zeby z nia porozmawiac i o malo co a polazlbym tam wlasnie o 2 w nocy.Na szczescie powstrzymalem sie jakos do 6.Pamietam ze jeszcze Borek dociekal co ja robie o tej porze w kuchni z nogami na kuchence.Pewne rzeczy zostaja w pamieci...Spotykalem sie z Marta normalnie,tak jakby nic sie nie stalo (kolejne dzieki...)...I nadszedl pewien dzien.Wyszlismy do parku pokarmic kaczki.Nakarmilismy tez golebie...I w drodze powrotnej uslyszalem to o czym wrecz marzylem...Myslalem ze odlece ze szczescia...Tak to sie zaczelo...To byla sobota 22 Listopada,niemal miesiac od naszej rozmowy...I tutaj kolejny break.Tak sie zastanawiam czasem,czy Agnieszka to byla rzeczywiscie moja dziewczyna?Widzialem ja tak rzadko,laczylo nas tak niewiele...To nie bylo prawdziwe partnerstwo...Taka "0,5 dziewczyny"...Bo to nie bylo tak jak powinno byc.Za malo ze soba,za malo dla siebie...Chyba wlasnie Marta byla pierwsza ktora tak naprawde bez wachania moglbym nazwac wlasnie swoja partnerka,dziewczyna czy jak to tam zwal...Od tamtego dnia rozpoczal sie najwspanialszy i najbardziej kolorowy czas w moim zyciu.Nigdy wczesniej nie bylem tak szczesliwy.Spelnialo sie moje marzenie,mialem dziewczyne.Mialem o kogo dbac,mialem komu okazywac uczucia...Balem sie tylko,czy nie powtorzy sie schemat z Agnieszka.Marta swiadkiem jak nie raz pytalem sie czy nie przesadzam,czy jest dobrze...Chyba sie nie powtorzyl,poza pewnymi fragmentami...Przez caly okres trwania naszego zwiazku mialem bardzo ciezki czas na uczelni.Bardzo duzo zajec,trudni prowadzacy.Jako ze tytanem intelektu nie jestem sporo musialem sie nasiedziec i uczyc.Jednoczesnie staralem sie dbac o Marte,spedzac z nia czas,dbac o nia,dawac oznaki tego ze mi zalezy...Juz slynny dla mnie stal sie schemat 20+4.20 godzin pracy,4 godziny snu.Nigdy wczesniej nie bylem taki zorganizowany,nigdy wczesniej nie mialem tak rozplanowanego czasu i tak dokladnie nie trzymalem sie tego planu.A to wszystko dla Marty,zeby moc spedzac z nia czas,zeby nie czula sie zaniedbana...Nie raz nie dwa siedzialem w nocy nadrabiajac godziny popoludniu spedzone z nia wlasnie.Ale warto bylo,kazda minute odrobic w dwojnasob.Bedac z nia bylem szczesliwy.Takie to proste...Wydaje mi sie,ze dawalem z siebie ile moglem.Wiadomo ze idealow nie ma,nie dawalem wszystkiego...Ale chyba moglem wiecej...Wiadomo ze super idealnie nie bylo,zdarzaly sie spiecia i nieporozumienia...To normalne,nie ma sie czemu dziwic.Ale i tak pomimo tego,wszystko tak mi sie podobalo.Bylo super,co tutaj duzo gadac.Czas sobie plynal,przyszla sesja,poszla sobie.Czasu zrobilo sie troche wiecej...W miedzyczasie spedzilem z Marta jedna z najbardziej upojnych nocy jakie tylko moglem...Byl tez jeden koszmarny wieczor gdy podzielila sie ze mna swoimi watpliwosciami co do naszego "bycia".Ale on szybko poszedl w zapomnienie...Tak,ta noc byla wspaniala...Nigdy wczesniej i pozniej nie bylo lepszej...Caly czas w mojej glowie trwala sielanka,czulem sie potrzebny,czulem ze mam dla kogo sie starac.Poprostu...odlecialem w przestworza...po to tylko by teraz lezec na ziemi...Z duzej wysokosci spada sie z hukiem i bolesnie...Ale powoli...Cos zaczelo delikatnie szwankowac.Marta zaczela sie zamykac.Ja staralem sie cos z tym zrobic,byc jeszcze blizej,starac sie jeszcze mocniej.I bardziej sie staralem,tym mocniej ona sie zamykala,a ja frustrowalem.Byly chwile kiedy bylo tak jak wczesniej,ale wiecej bylo smutnego czasu...Az przelala sie czara goryczy.To byl ladny dzionek,18 kwietnia,2 tygodnie po moich urodzinach.Dostalem prezent...Zerwalem ze soba.Tak,okazalem sie takim smieciem ktoremu nie warto nawet powiedziec dlaczego nie chce sie nim byc.I wszystko wtedy runelo...Nie wiem na czym teraz stoje,nie wiem co sie dzieje.Jak dziecko we mgle.Nie wierze w nic,nie mam nadzieji...Pytanie:dlaczego?Oto przyczyna.Staralem sie bardzo mocno,dawalem tyle ile moglem.Sporo zdrowia zostawilem tego czasu zeby wszystko poukladac.To jak sie wyczerpywalem dotknie mnie kiedys.Widze swojego brata,wiem co to znaczy nie spac,pracowac,starac sie...Po to zeby bylo dobrze,zeby jej bylo dobrze.To bylo za malo,zle sie staralem.To co robilem nie wsytarczalo aby zakryc braki jakie mam w sobie...Zostawila mnie.Okazalem sie do niczego.Teraz jestem na glebie.Ja chce sie zamknac na swiat,nie chce juz takich porazek.To boli,im bardziej sie starasz tym mocniej Cie dotyka.A co powiedziec kiedy stawiasz czlowieka na pierwszym miejscu w swej hierarchii a pozniej go tam nie ma?Wszystko sie sypie,od samych podstaw...Zaangazowanie:przeklenstwo...Zamkne sie na swiat,bede nieszczesliwy bo to oznacza alinacje.Ale to gwarantuje ze juz nigdy tak sie nie zawiode.To zamkniete kolo:chce byc szczesliwy,ale bede dopiero z kims,ale nie bede z kims bo nie dam do siebie dostepu,nie dam dostepu bede nieszczesliwy.Nie dam dostepu bo nie chce kolejnej powtorki.Pozatym nie ma we mnie nic co zaslugiwalo by na uwage?Skad ten smialy wniosek?Z doswiadczenia...Jebie mnie generalnie poglad ze to facet ma sie starac.Bujda na kolach,uczucia nie poddaja sie stereotypom,a jesli ktos im ulega jest glupcem.To wtlaczanie sie w schemat czyichs przekonan i swiatopogladow.Jestes czlowiekiem,rob co dyktuje Ci sumienie...Jesli nie,jestes sztuczny a dla takich nie ma szacunku...Nigdy zadna dziewczyna nie okazala mi zainteresowania,zawsze to bylem ja.A jak juz okazalem zainteresowanie to widac jak to sie konczy.Wczesniej nawet nie zaczynalo...Do dupy z takim czlowiekiem...Ech...Wszystko na czym opieralem swoj optymizm leglo w gruzach.Po co sie starac,po co sie zmieniac?Po co robic cokolwiek skoro nawet najsilniejsze dzialania nie przynosza efektu...Im mocniej sie starasz tym wieksze gowno z tego wychodzi...Jestem smutny przez to co sie stalo,nie umiem sie pozbierac.Wszystko co robie,robie teraz z przymusu,bo wiem ze tak trzeba.Mija miesiac od kiedy Marta mnie zosatwila...sorry...od kiedy sie rzucilem i rok od kiedy Agnieszka w bardzo grzeczny sposob dala mi kopa przez maila.Oba sposoby sa genialne,trzeba by je gdzies opatentowac.Robot pocztowy wysylajacy maila, i chlopcy ktorzy na dany znak sami wyglaszaja stosowna mowe.Udzial kobiet wykluczony...Niech zyje sarkazm...Od miesiaca nie usmiechnalem sie szczerze,nawet nie probowalem byc szczesliwy...Brakuje mi Marty,nie bede oszukiwal.Tam gdzie kiedys nie bylo miejsca dla drugiej osoby teraz jest pustka.Jest pustka w calym czlowieku jaki we mnie siedzi.PUSTO!!!A ja tak nie chce...W dodatku Marta sie odemnie odsuwa...Tego wlasnie potrzebuje,zostac sam kiedy najbardziej potrzebuje towarzystwa innych ludzi...
To wszystko spedza mi sen spowiek,wprawia w apatie i nie daje spokoju.Mysle ciagle o tym,ciagle mi jej brakuje... Wielka,wielka strata...nie do opisania.Pusto w srodku,wielki balagan...Ona nawet nie zdaje sobie sprawy ze znaczenia dla mnie...Ma o sobie takie niskie mniemanie...Dlaczego?Taka dziewczyna...Jej zalet nie stresci sie w kilku zdaniach.Kto ja zna,wie o czym teraz mowie.Dla mnie byla niemal idealem.Jak kazdy ma wady,ale tyle zalet od drobiazgow po duze rzeczy...Gdzie ja taka druga bym znalazl?Tak tego zaluje,tego co ucieklo,tej niewykorzystanej szansy...Zaluje wielu rzeczy w swoim zyciu,ale to przyprawia mnie o stany poddepresyjne...Jak nie lubie lekarzy,zaczalem szukac psychologa.Ktos musi mi to wyjasnic,pomoc zrozumiec,poukladac te klocki...Nie wiem jak to ma byc...I ona sie jeszcze odsuwa...TO NIE TAK MIALO BYC!!!!
Finish,rozpisalem sie jak nigdy...To i tak malo,moglbym mowic,mowic,mowic....Ale narazie starczy.Dodam tylko na koniec,ze od momentu gdy poznalem Agnieszke do teraz sporo sie zmienil,ja sie zmienilem.Czy na lepsze,nie mnie oceniac....Caly tumult,zamieszanie i krzyk jaki generowalem schowalem do srodka...Az do teraz kiedy wszystko ze mnie wylazi,ale i na to przyjdzie pora zeby uspic i zachowac dla siebie...Czas do spania.I dedykacja dla calego swiata Nightwish - End Of All Hope...Ciao.