Komentarze: 0
Trzy dni,trzy dlugie dni,pelne wrazen,niecodziennych zdarzen,dni jak najbardziej pozytywnych.Az sam sie dziwie jak to przyjemnie bylo...Chociaz nie od samego poczatku...
A wszystko zaczelo sie w srode.Poszedlem w przyplywie dobrych checi na wyklad z Automatyki Procesow Dyskretnych(przyjemna nazwa,prawda?Ale przedmiot jest naprawde bardzo ciekawy).Wytrzymalem na nim godzine,to chyba wiazalo sie z tym ze nic nie rozumialem.A ta godzine ktora wysiedzialem spedzilem na rozmowie z Ewa.Dowiedzialem sie od niej,ze chlopak jej wspollokatroki jest o mnie zazdrosny.Ubawilem sie tym setnie.Gdyby czlowiek wiedzial ze ja mam tylko jedna dziewczyne w glowie...A dla jego dziewczyny (notabene,tez Ewy...) jestem poprostu mily.Ale tak juz bywa,samce takie sa zazdrosne,znaczy chlopakowi zalezy.Kiedy wrocilem juz do akademika,pozarlem kawalek sniadania i nadeszla ciezka chwila,mialem isc do Marty.Pod wplywem jednego z komentarzy w blogu postanowilem ruszyc 4 litery i uzyc jezyka,przerwac milczenie.Mialem z tego powodu niezly stres,czulem jak przechodza mnie takie "mile" ciarki.Nie to zebym sie BAL,ale poprostu bylem podekscytowany,raczej w ten mniej dobry sposob.Juz nawet mialem odlozyc wizyte,jakos sie przemoglem.I to byl dobry pomysl,coprawda Marta nie miala czasu,a ja wracajac od niej wpadalem w coraz gorszy nastroj(a pogoda byla straszna,snieg,wiatr,ja w polarze i bez czapki,dokladnie pasowalo to wszystko do mojego humoru...).Jednak nie ma tego zlego...to okazalo sie chyba dobrym punktem wyjscia do pozniejszej rozmowy jaka odbyla sie w moim pokoju,wieczorem przy niklym swietle zarowki...Ciesze sie,taka szczera i prawdziwa radoscia z tej rozmowy.Marta jak najbardziej na plus wyszla...To takie trywialne stwierdzenie,ale dla mnie...Pfff...szkoda slow,i tak tego nie opisze,to znaczy bardzo duzo,koniec i kropka.O TAK DUZO!
Sobota...sobota to pogon,pogon za wszystkim:pytaniami z elelktroniki,zakupami,sprzataniem,kinem,prysznicem,impreza...Bylo tego troche,ale wszystko skonczylo sie pozytywnie.Elektronika,zakupy,sprzatanie-bez komentarza.Kino-bedzie komentarz.
Bylem z Marta,jej kolezanka Monika i jej chlopakiem na Brizzit Jones;).Film w porzadku,bardzo sympatyczny,cieply i z happy endem(tutaj male BLEEEEE!!! z mojej strony).Warto obejrzec jak ktos lubie miec latwo,lekko i przyjemnie.Ja tam nie lubie drugi raz kasiory bym nie wydal,tylko na DivX sie kusil,nie moje klimaty.Tym bardziej ze skonczyl sie w sposob ktory absolutnie nie pasuje do mojego swiatopogladu,nie sprawdza sie w zyciu.Bohaterce udalo sie to o czym ja moge jedynie pomarzyc.Wogole,nie ma o czym gadac.Film przeladowany pozytywnymi przekazami jak to marzenia sie spelniaja.Ja powiem tylko tyle:w moim przypadku BULLSHIT!!! Wole ciezsze filmy...moze jak kiedys bede szczesliwy ponownie,przestane sluchac tego czego slucham,znowu bede sie usmiechal od ucha do ucha,znowu bede lubil cieple uczucia.Narazie zima...nie specjalnie,dobre rzeczy mnie wpedzaja w zly humor.Taki paradoks...Bo mi sie nie zdarzaja,ogladam je wlasnie w kinie.Tfu...przepraszam,zdarzaja sie,ale samotnosc mnie nie opuszcza,to mnie najbardziej boli.
Impreza...moglo jej nie byc,nawet staralem sie bawic,nawet chcialem poznac/poderwac jakas panienke ale...jak przyszlo co do czego to stwierdzilem po raz kolejny to samo co juz wiele razy wczesniej "KURWA!Kobieto,nie dorastasz Marcie do piet!" i oddalalem sie z miejsca zdarzenia szybciej niz sie pojawilem.I skonczylo sie na tym ze impreza ograniczyla sie dla mnie do picia wina (bardzo kulturalnie) i rozmawiania o automatyce,robotyce i fotonice.Polozylem sie spac o 3,ale to raczej naturalne jak za drzwiami kilka osob niezle wstawionych pije kolejna kolejke.Wstalem dzisiaj o 8 i...zonk,nic sie nie chce,totalnie nic.I tak caly dzien.Zmobilizowalem sie wprawdzie do nauki ale humor mialem pod psem.Totalna beznadzieja,poczucie bezsensu.Bo jest tak smiesznie...To wszystko co runelo kiedy Marta mnie rzucila powoli,bardzo powolutku sklada sie do kupy.Juz zaczynam porzadkowac swoje zycie,ukladac to wszystko,czuje sie lepiej,potrafie miec takie fale spokoju ktore mnie zalewaja i powoduja ze nic mnie nie ruszy.Tak jak kiedys mialem.Ale to jeszcze nie jest tak jak bylo.Wlasnie takie dni jak dzisiaj mnie o tym przekonuja.Bardzo zle sie czulem,samotnie,smutno,bez nadzieji,bez celu,bez sensu w zyciu,bez checi na cokolwiek.Jedno sie tylko nie zmienia-uczucie do Marty.Jestem cholernie stalym czlowiekiem,to jest moje przeklenstwo i blogoslawienstwo jednoczesnie.Ale lubie to w sobie,nie chce tego zmieniac.Nawet jesli powoduje cierpienie tak jak w przypadku Marty.Tak juz musi byc,trudno,pogodzilem sie z tym wszystkim.No i coz...Chyba skoncze,pewnie znowu czegos nie opisalem...Pewnie malo wazne bylo...