Komentarze: 0
W ktoryms z ostatnich wpisow zamiescilem zdanie mniej wiecej takiej tresci "Male problemy przygniataja malych ludzi". Tak jak ono wyglada, moze zostac zle zrozumiane. Wydaje mi sie, ze nasza psychika to taki dosyc niezalezny czasem twor. Czasem bardzo ciezko nad nim zapanowac. I jesli ktos nie posiada psychiki stworzonej do tego aby poradzic sobie z pewnymi problemami, ciezko oczekiwac od niego, aby nagle z dnia na dzien nauczyl sie tej sztuki. I tutaj kryje sie sedno sprawy. Jesli nie mozesz sobie sam dac rady, poszukaj pomocy u ludzi, najlepiej zyczliwych Ci, czyli przyjaciol. W moim przypadku to dziala. Nie kazdy da sobie rade sam, potrzeba czasem pomocy innych, nawet jesli problem zdaje sie byc banalny i smieszny.
Dzisiejszy dzien... srednio udany. Staram sie nadal otrzasnac z Marty. Coprawda jeszcze nie wiem co i jak, ale... eh... to moje szczescie do dziewczat. Zawsze, zawsze sie tak konczy. Dlatego juz zawczasu zaczalem sie przyzwyczajac do mysli ze nadal jestem sam. A ja po okresie checi bycia niezaleznym (poteznie sie zrazilem po Agnieszce) czuje ponownie, ze nie chce byc sam. Dziwne uczucie... Nie wiem, oby do czwartku... Moja empatia niemalze wylazi ze mnie... Ja czuje, prawie jestem pewien co uslysze... Mam ku temu podstawy...