Archiwum 02 stycznia 2004


sty 02 2004 59 wpis/Miekki sie robie/
Komentarze: 4
Duzo zawirowan,duzo rzeczy sie dzialo przez ten czas kiedy mnie tutaj nie bylo. Upadlem w otchlan by za kilka dni wzleciec ponad chmury. Hustawka jakiej dawno nie mialem, diametralna zmiana nastroju w przeciagu kilku zaledzwie dni, kilkudziesieciu godzin. Duzoo by opowiadac. Zaczelo sie od urodzin Ani. Wydawalo by sie, ze po rozmowie z Marta bedzie wszystko super, ale oboje bylismy w niedziele w ...hmmmm... nastrojach ktore napewno nie wychodzily sobie naprzeciw. I doszlo do malych, w sumie drobiazgowych kolizji... Ale to co zdarzylo sie nocy,to dopiero bylo zderzenie dwoch przeciwstawnych spojrzen na sprawe. Dosc powiedziec, ze z kilku zdan wyniknelo olbrzymie nieporozumienie podsycane jeszcze (nieswiadomie) przez znajomych. Nie rozumialem Marty, bylo mi przykro, tracilem w pewien sposob nadzieje... A wszystko przez inne spojrzenie, a wszystko przez to ze dokladnie sobie tego nie wyjasnilismy...Caly poniedzialek, polowa wtorku to nerwy "O co chodzi???". Rozmawialem z Ania, ona tez nie rozumiala Marty... A chodzilo w sumie o to,ze Marta chciala gdzies wyjsc ze znajomymi, ale przekazala mi to w taki sposob, z ktorego wynikalo ze sie mnie hmmmmm.... wstydzi, ze sie chce mnie pozbyc... Jeszcze nastapil do tego taki wlasnie nieszczesliwy splot okolicznosci ktory to wszystko potegowal. Dobrze, ze pojechalem do niej we wtorek i wszystko wyjasnilismy. Bo ja (jakis glupi jestem, nie wiem, moze powinienem inaczej...) ale nie trace w nia wiary, mam gigantyczne zaufanie i poprostu wszystko sam z siebie interpretowalem na jej korzysc. Jak sie okazalo slusznie, po raz kolejny nie zawiodla mojego zaufania! Ta dziewczyna mnie zdumiewa... I sam siebie zdumiewam. Jestem istota z reguly nieufna, nie potrafie tak poprostu komus ufac. A tutaj taka niespodzianka... Coz, trzeba sie cieszyc.... Porozmawialismy we wtorek, no i do zobaczenia w Sylwestra. I to byl wlasnie odlot w niebo.
Nie cierpie tanczyc, wrecz nie znosze. Ale kiedy czekalem na Marte, przed oczami stanela mi wlasnie ona, rozesmiana, z rozwianymi wlosami, w pelnym tancu. No i wtedy poleglem, wiedzialem ze z NIA chce tanczyc, chocby nie wiem jak mial sie wyglupic. Wogole Sylwester mial sie nie udac, mialo byc nudno, sztywno i do bani. Mielismy zmyc sie zaraz po 12. A okazalo sie inaczej, bylo bardzo fajnie, kolorowo, glosno, wesolo. I tylko Ani z ferajna brakowalo. I gdyby nie to, ze chcialem spedzic z Marta kilka chwil (czyt.godzin) w samotnosci, zostalibysmy dluzej niz do 1:30. Teraz jeszcze nie wiem, czy to co dzialo sie w nocy to dobrze... Bylismy blizej siebie niz kiedykolwiek, nasze poczynania byly odwazniejsze niz kiedykolwiek... I tak z "Musze niedlugo wracac do domu" zrobila sie 4:30:) Pisze, ze nie wiem czy to dobrze co sie stalo, bo nie wiem jak sie do tego wszystkiego odnosi Marta, czy nie bylem za odwazny... To wszystko bylo...szczegolne... Tak jak cala noc... Takie rzeczy nie zdarzaja sie codziennie, i nie beda. W sumie to dobrze, bo moim skromnym zdaniem, fizycznosc nie moze przeslonic tego co jest w zwiazku dwoch ludzi najwazniejsze. Sprawy intymne, bardzo wazne, ale istota lezy gdzie indziej. To tylko dodatek do wspanialej calosci... Maly wtret a'propos tego. Agnieszka chyba jeszcze nie pobrala tej lekcji... Jej wszystkie zwiazki opieraly sie (i nadal opieraja) na lozku. I ma dziewczyna problem, sypie sie z kim popadnie. Jej problem...
Marta zebrala sie o.4:30, po piatej dostalem SMS ze jest w domu. Moglem spokojnie zasnac...

 

myslak : :