maj 28 2005

133 /Wierze w siebie/


Komentarze: 1

Przed chwila wpadlem na mysl genialna w swej prostocie.Ale od poczatku...jest sobota 28 maja,ja powinienem zaraz zebrac sie do spania jesli jutro,dnia 29 maja na Mystic Festival chce sie nadawac do czegokolwiek.U Ani trwa wlasnie impreza,Marty nie ma w Warszawie.A Marta dla tej mysli o ktorej wspominam na poczatku jest wazna,kluczowa,wlasciwie to istota calej sprawy.Istnieje pewne prawdopodobienstwo ze Marta jest u Ani,w takim przypadku zazwyczaj czulbym sie dziwnie.Dlaczego?Ano dlatego ze mnie nie ma u boku Marty.Tak,mniej wiecej przypominac moze to manie przesladowcza jak ktos sie uprze,na szczescie wiem ze (jeszcze) taki zwichrowany nie jestem.To glupie uczucie,co do tego nie ma watpliwosci (to ze czuje sie dziwnie nie bedac w okolicach Marty),zaczalem sie zastanawiac skad to sie bierze i jak z tym walczyc.A walczyc pownienem bo niedlugo Marta wyjedzie,za jakis czas sobie kogos znajdzie,pozniej obraczki,dzieci itp.Nie moge do niej caly czas wzdychac,jak slusznie wczoraj zauwazyla Magda.Tyle ze...nie jest to takie proste,uczucia sobie,rozsadek sobie."Krzysiek,nie kochaj juz Marty!"...byloby pieknie moc sobie tak rozkazac i tego rozkazu tak od reki posluchac.Wbrew pozorom nie jest to takie proste(kto czul ten zrozumie...).Ale czy na pewno?Wtrabilem przed chwila piwo,wiec mozliwe ze to ono jakos wplynelo na moje postrzeganie,ale wychodzi mi na to ze przy odrobinie samozaparcia,dobrej woli i zacisniecia zebow da sie.Cale zlo jakie mnie toczy,to ze ciagle wzdycham do Marty i mnie to wyzera od srodka bierze sie z tego ze ja caly czas o niej mysle,to myslenie i wspominanie mnie rozklada na lopatki.Pol biedy myslenie,ja dochodzilem do wniosku za kazdym razem jak chcialem sie podniesc,ze nie dam rady.Innymi slowy poddawalem sie na starcie wmawiajac sobie ze jestem za cienki w uszach, ze nie dam rady, ze z uczuciami sie nie wygra itp.Generalnie zalozylem ze albo kocham Marte i cierpie,albo sam sie odkocham jakims cudem i bedzie dobrze.Dzisiaj z kolei kiedy wysilem glowe dotarlo do mnie ze nic nie jest nie do pokonania.Malo to odkrywcze ale...to tylko uczucia,to moze zre od srodka jak zaraza ale nic poza tym.BTW...ladne mi "nic":)Ale do rzeczy.Genialnosc w prostocie,Krzysiek mowi sobie ze da rade i nic innego go nie obchodzi,Krzysiek postanawia sobie ze nie bedzie sie czul glupio i nie bedzie.Krzysiek bedzie walczyl,staral sie i nie poddawal na starcie.Wreszcie.Dawno juz powinienem wpasc na taki pomysl.Grunt to przyjac ze nad uczuciami da sie jakos zapanowac,ze mozna okielznac emocje i ze nie jestem ich niewolnikiem ale sam ksztaltuje to jak sie czuje.
Kocham Marte,to pewnik.Jednak...zycie jest brutalne,ale ja dam rade...
Ja wiem ze to wyglada tak ze...no,maslo maslane,nic odkrywczego itp.Chodzilo mi tylko o to ze juz nie przyjme twierdzenia "Nad uczuciami nie da sie zapanowac" jako prawde,bo wtedy czlowiek przestaje panowac nad swoim zyciem a pozwala kierowac czemus nieprzewidywalnego i zmiennemu jak choragiewka na wietrze.Niech kieruje rozsadek,niech uczucia mi sluza ale mna nie rzadza.TO bede staral sie osiagnac...Nad uczuciami i emocjami mozna zapanowac,Nad uczuciami i emocjami mozna zapanowac,Nad uczuciami i emocjami mozn...

myslak : :
kaisaa.blog.pl
29 maja 2005, 09:35
nie mozna. powiem Ci, bo tak jest, po co sie oszukiwac. czasem..czasem uczucia po prostu umieraja, ale niczego na sile nie zmienisz. czas kochany, czas..i nie łudź sie, nie bedzie prosto. pzdr.!;*

Dodaj komentarz